Coraz bardziej utwierdzam w sobie teorię, że każdy średnio i wyżej inteligentny człowiek, przynajmniej raz w życiu powinien udać się do Japonii. Zmierzyć się z tym arcyciekawym krajem o cudownej przyrodzie, technice, kształtach, kolorach i smakach. Od czasu do czasu konsultuję czyjś wyjazd, generalnie określając dokąd – mniej więcej – warto pojechać i co warto zobaczyć. Prawdę powiedziawszy jeszcze się nie spotkałem z negatywną recenzją dot. Japonii osoby, która udała się tam. Więcej – obserwuję powiększającą się liczbę moich znajomych, którzy decydują się na wyjazd. Kilkoro innych deklaruje, że z pewnością tam pojedzie „bo teraz na przeszkodzie stoi albo brak kasy, albo brak czasu, albo jakieś inne przeszkody”
Ja staram się latać LOTem. Może nie jest to najtańsze rozwiązanie ale ma w sobie przynajmniej jeden praktyczny pierwiastek. Z Warszawy wylatuje się po południu. W Tokio ląduje z samego rano. Oznacza to, że do dyspozycji jest cały dzień na dotarcie do określonego, wcześniej wybranego miejsca.
Tym razem nie wsiadłem do pociągu NaritaExpress jadącego z lotniska do Tokio. Wybrałem podróż lotniczą na północ. Nigdy wcześniej nie byłem na Hokkaido; zawsze kręciłem się po: Honshu, Shikoku, Kyushu. Po przylocie z Warszawy, autobusem (znaczy dwoma – przesiadka w inny na terminalu II) udałem się na terminal III i po krótkim oczekiwaniu wsiadłem do samolotu VanillaAir. Jak jeden z moich znajomych napisał na fejsie, „VanillaAir” to taki porządny „WizzAir”
Poleciałem na północ na południe Hokkaido do Hakodate. Jest to w istocie, ostatni punkt do którego dojeżdża szybka kolej – Shinkasnen. Dalej na północ można jechać tylko „zwykłym” JR (Japan Railways), autobusem lub polecieć samolotem.
Musze przyznać, że trochę później żałowałem, iż nie poleciałem na samą północ Hokkaido, do najbardziej wysuniętej rubieży Cesarstwa Japonii (tak, tak – jest monarchią parlamentarną z cesarzem jako symbolem jedności państwa) miasta Wakkanai Na przylądku Soya. Chciałby się pewnie przesuwać w dół pociągiem co zajęłoby pewnie wiele godzin spędzonych w wagonie kolejowym. Szkoda mi było na to czasu.
Do Hakodate – jak wspomniałem – można dotrzeć z Tokio szybką koleją Shinkansen. Trasa ta prowadzi również przez podmorski tunel łączący Honshu i Hokkaido – Seikan”. Ma około 54 kilometrów długości i jest najdłuższą na świecie tego typu konstrukcją, ponieważ 23 kilometry znajdują się pod dnem cieśniny Tsugaru. Pierwsze odwierty zostały dokonane w 1961 roku; budowę rozpoczęto w 1971 zaś połączenie nastąpiło w 1983 roku. Do użytku został oddany w roku 1988.
Gdy przemieszałem się na południe zaliczyłem ten tunel. Trochę robi wrażenie myśl, że przemieszczałem się pod dnem morskim z prędkością 350 km/h. Dotychczas, tylko raz został zatrzymany pociąg w tunelu. Systemy bezpieczeństwa wykryły, że na torach leżał jakiś mały metalowy obiekt. Później okazało się była to cienka blaszka o wymiarach 6,5 cm na 4 cm. Nawiasem mówiąc, bardzo ciekawe jak oni namierzyli tę blaszkę ?
Wielokrotnie przekonałem się, że w Japonii zawsze wpadam na coś ciekawego. Tym razem były to dwie rzeczy. Pierwsza to wystawa w muzeum w Sapporo pt. „VanGogh&Japan” na którą sprowadzono wiele dzieł mistrza wraz z bardzo znanym jego obrazem „pokój w Arles” (tak naprawdę namalował trzy, bardzo do siebie podobne obrazy swojego pokoju z Arles gdzie przez pewien okres życia przebywał); te wisiały obok dużo drzeworytów ukazujących życie w Japonii. (podobne były na wystawie w warszawskim Muzeum Narodowym, pt „Droga do Edo”) Do kasy po bilet musiałem stać kilkadziesiąt minut. W środku tłum zwiedzających Japonek i Japończyków. Temat tej wystawy wziął z faktu, iż Vangogh, mimo tego, że nigdy nie był w Japonii, zafascynowany był sztuką tego kraju; często stanowiła ona inspiracje dla jego twórczości.
fot. Jerzy Ciszewski – wszelkie prawa zastrzeżone
Drugim bardzo ciekawym przeżyciem była podróż do Hirosaki w celu obejrzenia – „prawdziwego” – zamku samurajskiego. Przez słowo „prawdziwym” rozumiemy, że nie był zniszczony w historii i tym samym nie był odbudowywany. Takich zamków jest w Japonii ledwie dwanaście. W istocie jest to bardzo mały zamek – raptem dwie kondygnacje – ale za to bardzo piękny.
W 2015 w tym rejonie miało miejsce trzęsienie ziemi. W jego wyniku, zawalił się pokaźny fragment wałów obronnych. Okazało to być bardzo groźne dla tej fortyfikacji. Okazało się, że trzeba przesunąć budowlę o kilkadziesiąt metrów. Na filmach dobrze widać jak skomplikowana była to operacja. Na youtubie jest kilka filmików pokazujących tą operację.
… nieźli są – no nie ?
Obok zamku fantastyczny ogród botaniczny i stare domostwa samurajów. Piękne miejsce z klimatycznym ogrodem.
Gdy lecę do Japonii wiem na ogół trzy rzeczy:
Nie wybieram Tokio jako miejsca – na początek docelowego. Od razu staram się gdzieś pojechać w głąb kraju. To miasto nieco mnie przytłacza swoim zabetonowaniem, zaszkleniem, ilością ludzi na ulicach, targach i sklepach. Choć bardzo lubię odwiedzać Ueno i bazar różności jaki ciągnie się tam kilometrami.
Drugą rzeczą, którą mam opanowaną to miejsce z którego będę startował do mojej włóczęgi – Tym razem było to właśnie Hakodate, która przywitało mnie ciężkim deszcze i wiatrem o sile wichury. Jest tam kolej linowa na wysoki szczyt z którego fantastycznie widać miasto, stary fort obronny, fajny port oraz targowisko z owocami najróżniejszymi morza. Panuje tam spokojna, nieco prowincjonalna atmosfera. Dodatkowo – jadłem tam, chyba najlepsze sashimi w życiu. W skromnej knajpce niedaleko dworca. Zdjęcie poniżej.
Jak wcześniej wspomniałem tu jest ostatnia na południu, stacja Shinkansena. Czytałem artykuł, że w planie jest poprowadzenie torów szybkiej kolei do Sapporo, a później może i dalej. Nie odkryję żadnej tajemnicy – tam gdzie dojeżdża Shinkansen, życie toczy się bardziej wartko.
Ciekawostką historyczną jest fakt, że we wrześniu 1976 roku na lotnisku cywilnym w Hakodate, wylądował radziecki pilot wojskowy, który uciekł ze swojego kraju; gwizdnął im myśliwiec MIG 25; tym samym USA uzyskały dostęp do tajemnic tego samolotu. W tamtych latach zachód nie wierzył, że Rosja jest w stanie zbudować samolot o tak dobrych osiągach. Wszyscy byli zszokowani tym odkryciem.
Końcówka podróży to czas spędzony w Tokio. Ostatnie zakupy w Akihabara lub w Ueno lub w Asakusa
Samolot do Warszawy odlatuje wcześnie rano więc raczej trzeba spać w Narita w jednym z wielu hoteli. Do dyspozycji swoich gości oddawane są autobusy rozwożące odlatujących pasażerów, do odpowiednich terminali lotniska Narita. Nas interesuje Terminal I.
* * *
Często zadawane jest mi pytanie. Po co mi te wyjazdy do Japonii ?
Realizuję jedno ze swoich hobby, czyli szeroko pojęte zainteresowanie Japonią jej: kulturą, historią, sprawami bieżącymi. Podpatruję ich zachowanie, postępowanie, różnorakie rozwiązania nieobecne – ze szkodą dla nas wszystkich – w naszym kraju nieobecne. Uczę się ich kraju i ich samych co jest o tyle fascynujące, bo nie widzę końca tej podróży.
Ważny jest również aspekt turystyczny o cechach romantycznej przygody podróżniczej – niektórzy bardzo dobrze wiedzą co to znaczy. To ciągle przemieszczanie się, odkrywanie nowych miejsc, pokonywanie kolejnych, drobnych wyzwań jest po prostu i fajne i twórcze.
Jadąc tam samemu, mam szansę aby stanąć obok siebie i sam ze sobą spokojnie pogadać na tle jakieś świątyni, zamku pięknej przyrody. Czasami takie momenty ocierają się o głęboką mistykę. Z jakiegoś powodu trudną do osiągnięcia – nazwijmy to roboczo – w czasie normalnego, codziennego życia.
Gdy wracam z Japonii od razu zaczynam kombinować kiedy przyjadę tu z powrotem … ?
„Gdy wracam z Japonii od razu zaczynam kombinować kiedy przyjadę tu z powrotem.”
Mam to samo, własnie wróciłam z Japonii – moja druga podróż- i już zastanawiam się jak wrócić tam jak najszybciej:) Najchętniej pomieszkałabym tam rok lub ze dwa lata.