Czy ktoś jeszcze pamięta nasze hokejowe krokieciki ? … nomen omen, nazywał się Jarosław Morawiecki.
Lata temu pracowałem w dziale sportowym Gazety Wyborczej. Mieliśmy tam wtedy, naprawdę zawodową – bo bardzo zaangażowaną, młodocianą, dziennikarską pakę. Oczywiście, od zawsze świat dzielił się na piłkę nożną i resztę kundli. Na łamach dominowała zatem kopana. Całej reszcie dyscyplin i zagadnień bardzo trudno było przedrzeć się na szpalty. Każdy z nas miał swoje dyscypliny i specjalizacje. Ja m.in. zajmowałem się niedozwolonym dopingiem. Byłem bardzo obcykany w tej sprawie. Włącznie z tym, że kiedyś za piłkarzami warszawskiej Legii, czy też może bardziej wynikiem ich badań antydopingowych, wyruszyłem z dziennikarskim śledztwem do Moskwy.
… życie płata jednak wielkie figle. Ten, którego wtedy „ganiałem po Arbacie”, został po wielu, wielu latach moim bardzo dobrym kumplem. Przy jakimś kieliszki, powiedział mi, że zdawał sobie sprawę, że lecę za nim. Dodał, że bardzo niewiele brakowało bym go dopadł czyli rozpracował i udokumentował całą aferę. Jego zadaniem było zawiezienie próbek(a może fantomów próbek) do Moskwy do jakiegoś akademika nauk … sorry – już nie pamiętam jakich, który miał stwierdzić, że w moczu nie ma śladu żadnego koksu. Dyskutuj później z opinią profesora z Moskwy w tym temacie.
Pisząc to wspomnienie, chcę zaznaczyć, że na tamte czasy, miałem bardzo dużą wiedzę o tym procederze, o poszczególnych ludziach w nim uczestniczących, o sposobach powodowania jak utrzymać wydalony już mocz w temperaturze ciała, o różnych, wtedy stosowanych, trickach. Aby była jasność – wszyscy zawsze się koksowali. (nikogo nie rozgrzeszam) Mniej lub bardziej profesjonalnie; mnie lub bardziej systemowo.
Polacy na ogół robili to na „własną rękę”. NRDowcy, Rosjanie Bułgarzy robili to systemowo. Jednak na czele tego peletonu od zawsze stała Niemiecka Republika Demokratyczna. Jako jedno z najmniejszych państw demoludowych, tym samym miało największe ambicje ogólne oraz medalowe. To jest jak z psami: im mniejszy tym więcej szczeka. Rosja czy też Związek Radziecki również robił to na skalę przemysłową, ale może bardziej się z tym kryli niż enerdowcy.
Aby, nie było jednostronnie. Nie zapominajmy o Lance Amstrongu; całej szkole skandynawskich biegów narciarskich (przetaczanie krwi to akurat oni wymyślili.) amerykańskim pływaniu, lekkiej atletyce … hey ! sprinter Bena Johnsona ?
To dopiero był łobuzek !
Od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Może oprócz tego, że organizacje międzynarodowe, przy całej swojej negatywnej inercji, uznają, że jadnak coś z tym muszą robić. Osobiście bardzo mi się nie podoba stosowanie odpowiedzialności zbiorowej – również wobec sportowców (choć rozumiem, że możliwość występu nie pod flagą rosyjską jest wyjściem naprzeciw) Sam byłem sportowcem wyczynowym i bardzo dobrze pamiętam ten okres w moim życiu, gdy miałem plan treningowy w postaci minimum dziesięciu jednostek treningowych. Przez sześć dni w tygodniu; do tego zawsze jakieś zawody – mniej lub bardziej okręgowe – w sobotę lub niedzielę. Czyli w sumie zasuwałem cały tydzień; i tak tydzień po tygodniu oraz miesiąc po miesiącu.
Zakaz występu w igrzyskach dla danego kraju jest bardzo bolesnym ciosem wizerunkowym, ale pewnie, po prostu, doigrali się. Sprawa ta ma jednak dużo poważniejszy wymiar niż sam sport; to również polityka w najbardziej poważnym, światowym wymiarze.